Newsy |
Jeżyckie Centrum Kultury od dłuższego już czasu w Klubie STARA PROCHOWNIA organizuje coraz to nowe i coraz atrakcyjniejsze wydarzenia kulturalno-artystyczne. Przysparza to Klubowi coraz więcej stałych bywalców, ale wtorkowy występ Faridy spowodował, że Stara Prochownia pękała w szwach.
Tym razem, 22 lutego o godz. 18.00, Scena Muzyczna gościła znakomitą włoską piosenkarkę Faridę, a właściwie Concettę Gangi, jako że Farida to jej pseudonim artystyczny.
Dla dojrzałej wiekowo publiczności, było to wydarzenie ogromnej wagi, gdyż ci którzy na ten koncert przybyli, doskonale pamiętając repertuar artystki, na jej zaproszenie śpiewali wraz z nią. Artystka od samego początku zawładnęła publicznością. Jej bezpośredniość powodowała, że słuchacze koncertu natychmiast poczuli się tak, jakby Farida była z dawien dawna ich bliską znajomą. Poniekąd jest to uzasadnione faktem, że znana jest historia wielkiej miłości Faridy i Czesława Niemena - Wydrzyckiego. Wprawdzie ten ostatni nie żyje już od 18 lat, ale dla Faridy, jak sama twierdzi, do końca jej życia pozostanie kimś, kogo zarówno jako piosenkarza, jak i zdobywcę jej uczuć, nie jest w stanie wymazać ze swej pamięci.
To prawda, że tego typu romantyczne historie, dla wielbicieli stanowią dodatkową nić sympatii dla piosenkarki, ale złudnym by było sądzić, że artystka tylko dzięki tej historii zyskała dożywotnią sympatię swoich fanów. Kto był na koncercie ten wie, że głównym powodem zachwytu i nieopisanego podziwu, był włoski, ściślej sycylijski temperament artystki, jakim wypełniała swój występ, zadając całkowicie kłam swojej metryce.
Koncert prowadził Krzysztof Wodniczak, który był ostatnim managerem Czesława Niemena, a to pogłębiło aurę tego koncertu, gdyż było świetnie wpisane w jego klimat i powodowało powroty do wspomnień.
Znakomity koncert. Kto nie uczestniczył, może bardzo żałować, ale na pocieszenie powiem, że na ile znam Krzysia Wodniczaka, nie spocznie on na laurach i już niezwłocznie będzie zabiegał o kolejne takie spotkanie z piosenkarką, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że następnym razem znów zabraknie miejsc dla wszystkich chętnych.
Ryszard Bączkowski
Zdjęcia : Hieronim Dymalski