Artykuły |
Spotkanie z Jerzym Grupińskim, poetą, krytykiem literackim, animatorem i edytorem.
Rozmawia - Krzysztof Galas
KG: Od początku lat siedemdziesiątych, w Zamku prowadziłeś spotkania i wydawnictwa literackie...Powiedz proszę. Czy mógłbyś przybliżyć klimat literacki tamtych lat i czy coś się do dzisiaj zmieniło?
JG: W 1970 roku założyliśmy, z mej inicjatywy w Pałacu Kultury Klub Literacki, który w poznańskim Zamku pracował do 2005 roku (Centrum Kultury Zamek), a potem przenieśliśmy się do Piątkowskiego Centrum Kultury PSM ,,Dąbrówka". Tak więc w roku ubiegłym ,,Stuknęło" Klubowi 50 lat i cały czas działamy.
Klimat tamtych lat...
Środowisku nadawały ton osobowości niezwykłe, niepogodzone z rzeczywistością, skandaliści... A Słowo było ważne. Poeci rewidowali język władzy, propagandy. Lingwiści, pisarze Nowej Fali pokazywali, że ten język kłamie więc władza też...Stąd zakazywano częstokroć spotkań Stanisława Barańczaka, Ryszarda Krynickiego. Przychodzili smutni panowie z teczkami, by nagrać...Zapewne, tuż pod nosem KW PZPR nie byliśmy gniazdem opozycji. Ale i tak Tadeusz Żukowski witał w Poznaniu Władysława Gomułkę wierszem pt. ,,Cyrk przyjechał", a Ryszard Krynicki tekstem ,,Staruszek Jakubek".
Dziś to słowo tak nieważne. Często paplanina w tzw. Mediach społecznościowych...
KG: Jakoś na początku lat dziewięćdziesiątych jechałem taksówką. Kierowca wspomniał, że w młodości uczył się w technikum samochodowym i najbardziej zapamiętał polonistę Jerzego Grupińskiego. Powiedz, jak dogadywałeś się z uczniami technikum?
Wiadomo, że w tego rodzaju szkole język polski nie był priorytetem.
JG: To była elitarna szkoła. W tym czasie, w egzaminach wstępnych, przypadały 3 lub 4 osoby na jedno miejsce w technikum. Świetni chłopcy i w całej szkole 3 dziewczyny na kilkuset... Bez wielkich moich starań bywali finalistami wojewódzkich konkursów recytatorskich i poezji śpiewanej. Prowadziłem lekcje tak, by się nie nudzić. Pracę w Zamku łączyłem ze szkołą.
KG: Wiem, że przed laty spotykałeś się z nieżyjącymi już poetami, takimi jak Witek Różański czy Andrzej Babiński. Moje pytania: Jakie były między wami odnoszenia? Czy to była bardziej przyjaźń czy współzawodnictwo? A może nazwałbyś to, co was łączyło. Przekazałeś mi tekst z wywiadu Andrzeja Sikorskiego zamieszczonego w IKS-ie:
,,Wincenty Różański stanowił jakby przeciwieństwo Andrzeja Babińskiego. Spokojny, wyciszony. Nosił w sobie jakąś niedostępną mi przestrzeń, tajemnicę, z którą chciało się być... Długo nie docierały do mnie wiersze Witka. Łatwiej – jego niezwykła osobowość. Pisał tak, jak oddychał. Przy Drodze Dębińskiej kopaliśmy piłkę. Byliśmy na nartach w Osowej Górze. Witek nie zabrał swego sprzętu, więc zjeżdżaliśmy ,,na jednej nodze". Wyprawa z fatalnym finałem, bo poeta zgubił swą torbę... Szukaliśmy, zrobiło się ciemno. Szkoda, bo jak mówili, w torbie były poematy. Niezwykły krąg ludzi otaczał Witka: tramwajarze z górczyńskiej pętli, sprzedawcy, zbieracze makulatury i złomu. Nie brakło i wielbicielek. ,,Muszę się żenić" – usłyszałem któregoś dnia... ,,Taka młoda i nerwowa, rzuca kryształami". Witek chętnie wracał do dni ze Stachurą – jak to u Potęgowej, zmęczeni po sianokosach siadali i ciotka Steda stawiała na stół garnek smalcu ze skwarkami, świeży chleb, mówiąc: ,,Żryjta, chłopaki, żryjta, niech wam pójdzie na zdrowie". Niezapomniany pogrzeb Witkowy na Miłostowie. Wielki mróz i śnieg. I nad tym wszystkim ta wysoka, gorąca aria z opery Carmen, tak poeta sobie wymarzył. I te wiersze..."
KG: Pierwsze spotkanie z Andrzejem Babińskim... przytoczyłeś też w tekście wywiadu z Andrzejem Sikorskim, który ukazał się w IKS-ie:
,,Miałem właśnie wejść do Sali Kominkowej Zamku, by poprowadzić imprezę, gdy szarpnął mnie za łokieć Jerzy Szatkowski, mówiąc:,, Ten tu, zaraz chce a tobą mówić!" Powiedziałem, że nie teraz...gdy nagle podszedł osobnik palący końcówkę śmierdzącego Sporta i szybkim, niedbałym bełkotem oświadczył: ,,Ja mam perły, tylko perły. Nie chodzi o twórczość, bo ta jest wysoka i nie podlega ocenom. Chodzi o forsę..." Byłem wściekły i zdezorientowany, bo Babiński powtarzał, że potrzebuje...honorarium...Odtąd poeta stał się enfant terrible naszych zamkowych spotkań. Przeganiał autorów, by czytać swoje wiersze. Bywało, że obrażał publiczność. Wystawiał cenzurki młodym i starszym pisarzom. Wreszcie podczas jednego z wieczorów, ogarnięty pragnieniem, podszedł do autorskiego stolika, wypił wodę z wazonu, zabrał różę i wyszedł. Byłem rozdarty, bo z jednej strony - ,,działo się" i publika waliła drzwiami i oknami, a z drugiej...Babiński po swojemu niszczył autorów. Ale było i bliżej... Przychodził do mnie na Dolinę, późno, czasem w nocy, graliśmy w szachy. Andrzej odgrywał swe wiersze, tańczył. Każde czytanie to był niezapomniany monodram. Spektakl.
KG: Czy jest jakiś temat, który interesuje cię szczególnie jako autora? Czy coś frapuje cię do tego stopnia, że chciałbyś wciąż do tego wracać? A może jest tych zagadnień więcej niż jedno?
JG: Tak... Krajobraz dzieciństwa, stuletni rodzinny dom w miasteczku, Warta i Puszcza Nadnotecka, tradycja rodzinna – ot, sentymenty, ale ciągle owocujące (mam nadzieję) w mym pisaniu, jak w tym wierszu...
WIERSZ – ŚWIERSZCZ
Nad rzeką
gdzie most był drewniany
może stoi tam jeszcze chłopiec
w swe odbicie zapatrzony
Może dzwoniąc łańcuchem
pasą się jeszcze
białe franciszkańskie kozy nad Wartą
i kołuje nad miastem
dzwon klasztorny i dzwon farny
jakby ścieliły gniazdo
Wciąż przeze mnie płynie rzeka
i stoi dom na gęstych świerszczach
KG: Obdarzyłeś swoich czytelników sporą dawką bardzo ciekawych wierszy. Wiem, że z pokaźnego worka niebanalnych tekstów, czerpią pełnymi garściami bardowie. Wolę słowo pieśniarze. Kto poza moją skromną osobą śpiewa twoje teksty?
JG: Cieszę się, że śpiewacie wiersze (dziękuję, także i moje...) Słowo śpiewane żyje. Czyż nie tak zaczęła się właśnie matka nasza Poezja? Kto śpiewa poza Wami Jerzego Grupińskiego? Między innymi Michał Kowalonek (balladę ,,Opowieść powstańca"), Tomek Kapitańczyk, Jan Kondrak...Janek Kondrak – niezapomniana Konfraternia lubelskich bardów
Po imprezie graliśmy kiedyś mecz w Piotrowicach przed dworem Kajetana Koźmiana, przeciw miejscowym oldbojom. Przegraliśmy 0:7, mimo, że sędzia próbował sfałszować wynik. Podoba mi się Twe słowo ,,pieśniarz".
KG: Kiedy czas na to pozwala, odwiedzamy Cię w domu kultury PSM ,,Dąbrówka" na Os. Chrobrego. Przyglądam się z bliska, jak potrafisz jednoczyć poznańskie środowisko literackie. Atmosfera, która tam panuje jest unikalna. Traktujesz z równą powagą poetów już uznanych, jak i tych absolutnie początkujących. Nie da się ukryć, że wychowałeś kilka pokoleń poznańskich poetów. Jak to wygląda z Twojej strony?
JG: Najbardziej lubię, gdy impreza-spotkanie ,,rozkręca się". Wszyscy, bez prowadzącego, zaczynają rozmawiać, organizator -,, konferansjer" zaczyna być niepotrzebny. Żywioł mowy, pasje twórcze uwalniają się...Lubię organizować, prowadzić turnieje poetyckie. Każdy osobiście świeci swą twarzą i tekstem.
KG: Jak spędzasz czas poza literaturą? Wspominałeś kiedyś o Pobiedziskach, rowerze i rybach.
JG: Chętnie spędzam wiele czasu w zielonym... A więc ten zielony dom i ogród, wybieg blisko Promna. Las, jeziora. Tam rower i wędki. Ot, taki atawizm, barbarzyństwo,
# (te ryby) #, którego się wstydzę. Mimo, że i tak najczęściej wracają do wody. Także i tu w Poznaniu, między mostami jeszcze trochę niezdeptanej, niezabetonowanej trawy... Pamiętam niedawno jeszcze przepiórki... Teraz dziki. Też pięknie. Łażę tu, gadam z mą Matką Wartą.
KG: Czy jest coś, czego w dziedzinie literatury nie dokonałeś, a bardzo chciałbyś to zrobić?
JG: Lata takie, że czas na sumę, więc cieszę się, że z Łucją Dudzińską (FONT 2020) wydaliśmy antologię na 50-ciolecie Klubu Literackiego, sumującą wydarzenia i dorobek tych lat. Co chciałbym? Piszę jakby prozą, wspomnienia - dokument z dzieciństwa, w tekście będą też fragmenty wierszy. To nowa przygoda, ale i trud pisarski, bo nowy, inny język. Niełatwo, nie mam doświadczenia w takim pisaniu.
KG: Na koniec pytanie, które łączy się z poprzednim. Masz kolosalny dorobek. Opublikowałeś setki nietuzinkowych wierszy, bogatych w formę i treść. Czy dzisiaj, w tych dziwnych czasach możesz powiedzieć, że czujesz się poetą spełnionym?
JG: Takie trudne pytanie więc może pozwolisz, że powtórzę słowa z przytaczanej tu rozmowy w Iksie (XI 2018r) z Andrzejem Sikorskim: Żeby słowa nie ustawały, mnożyły się, zaskakiwały, zadziwiały – żebym za nimi nie nadążał. Słowem – cytując Tadeusza Wyrwę- Krzyżańskiego: ,,wciąż się przejęzyczając" IKS/listopad 2018/
KG: Serdecznie dziękuję za rozmowę.